Ale się pokomplikowało ...
A ja to widzę bardzo prosto. Pozwólcie, że podzielę się z Wami moimi przemyśleniami:
Mięsiarzami jesteśmy wszyscy, poza zawziętymi wegetarianami. Za zabijanie, żeby zjeść mięso płacimy w sklepach i to jest powszechnie uznane za poprawne, choć w mojej opinii skrajnie obłudne.
Na zawodach dwa razy do roku strzelam w każdą rybę, która jest punktowana. Są to ryby wymiarowe i konsumpcyjne, bo tak stanowią regulaminy. Ile mi w między czasie ucieknie, nie będę już pisał. W sumie do punktacji i tak zostaje z tego niewiele.
Tegoroczne ryby trafiły z powrotem do dzierżawcy i zostały przetworzone z przeznaczeniem na sprzedaż - właśnie jako mięso, bo taki jest cel dzierżawy akwenów przez GR-y. Z punktu widzenia gospodarczego i tak miały trafić na talerz z tą różnicą, że nie zostały złowione sieciami czy prądem lecz inną metodą. W mojej opinii doskonalszą, bo bardziej selektywną.
Co ciekawe coraz częściej można się spotkać z opinią, że ryby złowione na kuszę są smaczniejsze od złowionych na sieci, czy na wędkę. Być może chodzi o kwas mlekowy wytwarzający się podczas długotrwałego zmagania się ryby z siecią, czy długotrwałego holu. Podobno smakosze wyczuwają takie różnice. Ja się w to nie zagłębiałem, ale warto o tym wspomnieć.
Poza zawodami natomiast jest jak pisze Daniel - "kontempluję przyrodę i szukam prawdziwego trofeum". Mogliście się o tym przekonać w maju.
Przyrodę kontemplowałem wówczas przez przeszło 11 godzin i wyszedłem można by rzec z trofeum (tołpyga pstra 14,4 kg). Podobno była całkiem smaczna (po odpowiednim przyrządzeniu)
.
Zawody to jedno, "łowiectwo ambicjonalne" to drugie, a to co na talerzu, to jeszcze inna historia.
Będę więc upraszczał - na zawodach punktuję, poza zawodami poluję.
Nie zapominajmy też, że codziennie zabijamy, a w jedzeniu mało jest romantyzmu.
To czysta natura z całą jej paletą barw tych jasnych ... i tych ciemnych.