Jakoś nie miałem czasu by dokończyć relację z listopadowego wyjazdu na Teneryfę a tu już by wypadało coś napisać o styczniowym wyjeździe – właśnie wróciłem z Los Cristianos.
Ale po kolei, najpierw listopad.
Na wyjazd zabrałem ze sobą dwie kusze - Cyrano 700 i Airbalette 80. Miałem szczery zamiar popolować na ryby ale wyszło tak że tylko raz wszedłem do wody z kuszą. Sylwek miał problemy zdrowotne i sobie łowy odpuścił. A poza tym jego żona Ala i moja żona stwierdziły są na urlopie i nie będą siedzieć przy garach więc ryby są niepotrzebne.
Jednego wieczoru wszyscy dali się namówić na wyjazd po ryby.
Pojechaliśmy wieczorem do San Juan. Na skraj miasta, od strony Alcali – są tam miejsca z których można bezpiecznie wejść do oceanu.
Do wody wszedłem sam. Sylwek z Alą i moją żoną poszli pospacerować promenadą nad brzegiem wody.
Powierzchnia oceanu była wyjątkowo spokojna jak na tę miejscówkę. Wizura doskonała, przy mojej latarce podświetlałem ryby które były oddalone ode mnie 15m i więcej. Było ich sporo ale większość maluchy lub te które są niesmaczne. Spotykałem też raje, ośmiornice i mątwy - gatunki których miałem nie łapać.
Z jadalnych ryb tylko czasu do czasu przemykały małe stadka cefali, takie po kilka do kilkunastu sztuk. Po jakimś czasie zdecydowałem się złapać choć jedną na obiad. Wypatrzyłem sporą sztukę (dobrze ponad 3kg) i trafiłem ją w grzbiet, strzała nie przeszła na wylot ale siedziała pewnie. Nie wiem jak to się stało ale gdy chciałem rybę przełożyć na nizałkę to ta dostała przypływu energii, wyrwała mi się z dłoni i odpłynęła szarpiąc linką we wszystkie strony. Po sekundzie już jej nie było – pióro na grocie musiało się złożyć i strzała wyszła z ryby.
Wkurzony na siebie postanowiłem wracać do miejsca gdzie miał na mnie czekać samochód. Po drodze spotykałem jeszcze cefale ale już dużo mniejsze więc im odpuściłem.
I to by było na tyle jeśli chodzi o podwodne łowy.
W oceanie pływaliśmy codziennie – w skafandrach i bez. Między plażowaniem, nurkowaniem i zwiedzaniem okolic zaliczyłem dwudniowy kurs w Apnea Academy West. Jest to szkoła pod patronatem Umberto Pelizzari prowadzona przez Paco Castro i mieści się w miejscowości La Caleta koło Los Cristianos.
Szczerze wszystkim polecam to miejsce. Każdy znajdzie tam coś dla siebie, niezależnie od stażu, doświadczenia i poziomu wyszkolenia. Właściciel firmy sam mówi biegle po angielsku ale zatrudnia asystentkę która posługuje się angielskim, rosyjskim, niemieckim i hiszpańskim. Zatrudnia też kilku instruktorów ale ciągłe szuka nowych ze znajomością kilku języków.
Paco teraz rozszerza działalność:
1) freediving – wszelkie możliwe szkolenia oraz pomoc i współpraca z instruktorami lub szkołami przyjeżdżającymi ze swoimi kursantami – pomoc w znalezieniu przystępnego zakwaterowania, udostępnianie basenu, wyjazdy łodziami na miejsca treningowe w oceanie lub samochodem na miejsca treningowe dostępne z brzegu.
2) scubadiving – kursy w PADI i CMAS, nurkowania z brzegu, z łodzi i wypożyczanie ekwipunku
3) spearfishing – krótki kurs przygotowujący do polowań w Atlantyku, pomoc (dla grup) w załatwieniu licencji, wyjazdy łodzią na rybne miejscówki, wypożyczanie sprzętu
4) wycieczki 8m R.I.B.-em na obserwacje delfinów i czasami wielorybów gdy akurat się pokażą w okolicy
5) wycieczki łodzią połączone z nurkowaniem
6) wypożyczanie małych łodzi i kajaków morskich
7) kursy fotografii podwodnej i wideofilmowania
Raz wybraliśmy się z Paco na spotkanie z delfinami – za 200 euro mieliśmy całą łódź dla naszej czwórki przez ponad 3 godziny. Wierzcie mi, jest to o wiele przyjemniejsze doświadczenie niż wypłynięcie z tłumem innych, obcych turystów na krótką (1,5 godziny) wycieczkę dużymi kutrami za 30 do 60 euro od osoby. Na takich kutrach fotografowanie i filmowanie delfinów tuż pod łodzią byłoby niemożliwe.
Na pewno nie był to mój ostatni wyjazd na Teneryfę. Chciałbym też spenetrować wody wokoło innych wysp ale najpierw muszę jeszcze poznać kilka miejscówek na Teneryfie o których dowiedziałem się od Paco.