Polować z kuszą na łosie w Norwegii w słonej wodzie chyba nie można, ale przy okazji wyjazdu łowieckiego warto zabrać wędkę. W morzu łowienie jest za free, a przy odrobinie wiedzy, są szanse złowić, a nawet łowić regularnie, ładne ryby.
Uchylę rąbek tajemnicy jak się do nich dobrać i przede wszystkim gdzie ich szukać. O łowieniu w ujściach rzek dzikich łososi nie piszę, ryby które aklimatyzują się do wejścia na tarło są niechętne do współpracy. Zresztą są to często miejsca, gdzie jest zakaz wędkowania. O łowieniu w rzekach nie wspominam.
Warto rozglądnąć się za uciekinierami z ośrodków hodowlanych i sadzy morskich. Ale nie w okolicach sadzy, choć te ryby, które z nich uciekły, żerują w ich okolicy i na spining można jakiegoś trafić. Nie wolno łowić blisko sadzy (chyba 200 m - trzeba sprawdzić), a ryby trzymają się blisko i czekają na paszę, która przeleci przez sieci. Dodatkowo jest tam zawsze ogrom wszelkiej maści dorszowatych, które ekspresowo łapią każdą przynętę. Dostanie tam łososia jest trudne. Ale są miejsca, gdzie warto się na nie ustawić.
Łososie smoltyfikowane są na potrzeby akwakultury (proces smoltyfikacji – proces adaptacji do życia w słonej wodzie, polega na przebudowaniu nerek i skrzeli do osmoregulacji w morzu) w ośrodkach na lądzie, bezpośrednio przy wybrzeżu, przeważnie w głębi fiordów. W ośrodkach, gdzie inkubuje się ikrę, podchowuje wylęg aż do zakończenia procesu smoltyfikacji, gdzieś do 70-100g. Łosoś atlantycki ma bardzo silny homing, wraca dokładnie tam, gdzie się wychował (bez wdawania się w szczegóły, kiedy zachodzi impregnacja węchowa), a procent ryb, które błądzą jest bardzo niewielki. W przypadku naszych hodowlanych prosiaków z akwakultury działa to również bardzo dobrze. Chętnie wracają do... ośrodków hodowlanych, w których przeszły całą smoltyfikację (To taka mała wycieczka w stronę naszego programu restytucji łososia i troci... smoltem wychowanym w ośrodkach zarybieniowych. Ryby te nie wrócą na tarło tam gdzie je wpuścimy. Sam program też przebiegle albo nieświadomie, nosi nazwę „zarybianie polskich obszarów morskich
Wracając do Norge. Ryby, które uciekły w stadium smolta z ośrodków, lub jako dorosłe łososie z farm tuczowych na morzu, wrócą w większości pod rurę zrzutową wody z ośrodka, w którym były smoltyfikowane (settefisk anlegg, smoltanlegg, laks – słowa klucze). Pierwsze tuczniki pojawiają się w połowie czerwca. Pod koniec miesiąca powinno się ich już zameldować sporo. W okolicy rury (przeważnie w jej nurcie, bezpośrednio przy niej) kręcą się do końca sierpnia. Pod ośrodkami, w których pracowałem, była to zawsze bankówka na łosia. Przeważnie przy takiej rurze wolno łowić, choć czasem jest to teren zagrodzony, wtedy od lądu nie podejdziemy, można podpłynąć. Po masowych ucieczkach z farm na morzu (np. po sztormach), potrafi się zameldować (gdy już osiągną dojrzałość) setki ryb w takim miejscu, choć zazwyczaj kręci się ich kilkanaście-kilkadziesiąt. Są łatwym łupem.
Jak je łowić. Należy zapomnieć o spiningu czy muszce (streamerze). Łosoś wstępujący do słodkiej wody w miksie niechętnie pobiera pokarm. Co innego jak już wejdzie do rzeki i ciągnie w górę, wtedy też nie żeruje, ale jest bardzo pobudzony i niezwykle agresywny – w pierwszych godzinach, lub później przy kolejnych startach w górę. Norweską tradycyjna przynęta i metoda na łososia jest pęczek kopanych dżdżownic. Leje skutecznością 10:1 muchę w takich miejscach, a o spiningu nie wspominając. Wielokrotnie łowiłem ramię w ramię z Norwegami, oni tradycyjnie, ja „sportowo”. Coś o tym wiem
Długi kij, ok. 5 m, marki kij z przelotkami i kołowrotkiem. Nic więcej. Ciężarek kilkanaście... może 20 g, długi przypon i pęczek. Trzymana przynęta na przystawce (nie na grunt, tylko zawieszona w toni, pionowo pod kijem, bez spławika który płoszy) w okolicy rury... i cierpliwość. Uwaga, łosoś ma ogień w dupie. Zapas mocnej linki, sprawdzone węzły, poluzowany kołowrotek. Odpali jak szalony. Pod rurę podchodzą różne ryby, małe 1,5-3 kg, większe ok. 6 kg - najbardziej waleczne na wędce i ciężkie krowy, mniej ruchawe, ale odpalające w nieskończoność, ciężko go zatrzymać, musi się wybiegać.
Łosoś uciekinier, jeżeli dał dyla za młodu, a nie zniszczyli go w ośrodku, potrafi być nie do odróżnienia od dzikusa. Te po przejściach (technika chowu w dużym zagęszczeniu) oraz te, które uciekły jako dorosłe, nawet pomimo długiego pobytu na wolności, zachowają ślady po przemysłowym chowie. Wrzucę kilka zdjęć niebawem. W słonej wodzie łosoś trzyma się płytko, blisko powierzchni. Z wysokiego brzegu można je obserwować w polarojdach. Pływają w fiordach blisko brzegów, tak do 100-150 m. Sprawnie przemieszczająca się na głębokości 1-2 m jasno stalowo szara torpeda... to właśnie on.
Przy okazji łosia, warto wspomnieć o tyncoku. Kapitalne steelhead’y. Ogromna moc, świetne mięso. Z akwakultury czasem wygrzbiecony prawie jak karp. Niektóre ośrodki robią jeszcze w Norge tęczaki, choć odchodzi się już od nich. Gorzej się sprzedają, konsument nie zna tej ryby. Z farm morskich jest doskonały. Podobnie jak łososie, „robi się” je dwuetapowo: na lądzie na słodkiej wodzie, a tucz w morskich sadzach. Uciekinierzy z farm na słodkiej wodzie trzymają się blisko ośrodka. W promieniu kilkuset metrów, kilometra. Chodzą płytko jak łosoś, czasem widać jak skaczą. Jest jeszcze bardziej stalowy i jasny od łososia. Żerującego można dostać spiningiem. Słowo klucz to regnbueorret przy szukaniu farm (anlegg, settefisk anlegg) z tęczakiem.
ps: Kveite (halibuta) widzę po zdjęciach, że niektórzy z Was już rozpracowali.