Smutne jest to co piszesz, bo jak wiadomo, gdyby nie ta choroba, to dziś pewnie niezłe rekordy miałbyś na liczniku w zawodach dot. nurkowania i bezdechu. Mnie życie nauczyło, wszystko jest dla ludzi, ale z umiarem i pilnuję się, aby nie przegiąć, bo niestety konsekwencje potrafią być rozmaite.
U mnie z pływaniem to kompletnie inna historia.
Za dzieciaka (odległe czasy) w podstawówce chodziło się na miejski basen w Kielcach na tzw "Krakowską" i tam trener wf-u uczył nas pływać. Często był pod wpływem, waliło od niego piwem i miał dość brutalne podejście do uczniów. Ta tyczka co służy do przesuwania ucznia po wodzie, on jej używał do całkiem mocnego kłucia, lub mało przyjemnych pchnięć po żebrach. Po kilku takich spotkaniach z tyczką wracało się obolałym. Gdy wskakiwał do wody coś demonstrować, gorzelnią od niego jechało jak od pijanego ulicznego lumpa, wtedy wiałem pod wodę. Jako mały szczyl zanurałem na jakieś 4m bez balastu do kratki odpływowej, nie wiedząc że jest coś takiego jak wyrównanie ciśnienia
No ale przez tego pseudo wychowawcę:
komfort psychiczny spadał do wskaźnika ujemnego (a byłem wtedy malutki szczyl) i do pływania zraziłem się strasznie. Jednak ta rezygnacja to była instynktowna samoobrona przed zagrożeniem sianym przez tego patafiana. Nie miałem wtedy jako małe dziecko odpowiedniej wiedzy, bo bym zrobił tel na policję i pozamiatane.
Czas mijał...
Po ok 15 latach unikania wody (bo miałem fobię, wiecie już czemu) czasem wybierałem się na basen rekreacyjny (taki bez torów) i tam pluskałem się i jakieś wygłupy się robiło ze znajomymi itp. Ale na tym basenie była ścianka wzdłuż której można było całkiem dobrze pływać... i widziałem jak tam ktoś czasem płynie. Wtedy czułem taki dziwny magnetyzm w stronę tej ścianki...
Po paru odwiedzinach tego basenu ze znajomymi, wybrałem się na basen sam. Była to pora gdzie ludzi było malutko. Kąpielówki, okularki to było całe moje wyposażenie. Ustawiłem się równolegle do ścianki, wyluzowałem oddech i nie wiele myśląc nur i wynurzenie.
Najpierw 10m, później 12 metrów, później 14 metrów... i tak sobie przez 2 godziny. Pod koniec zabawy dotarłem do końca ścianki (ma mniej jak 25 metrów) i mnie wtedy olśniło... cholera, daję radę!
Na wstrzymanym oddechu cała ścianka. Pokonałem tę ściankę w miesiąć. Później przychodziłem na ten basen aż w końcu zrobiłem dwie ścianki! Zajęło mi to tylko dwa kolejne tygodnie.
Później zachorowałem...
Jeździłem na desce w temp bliskiej -20*C, wysiłek fizyczny + szybkie oddychanie i oskrzela się sypnęły. Uczucie jest takie jak by ktoś nasypał drobiny szkła do płuc.
Pulmonolog zleca badanie płuc - no to poszedłem do takiego spec pokoju z komputerem i rurką i bajerami.
Pani miła tłumaczy co zaraz zrobi i co mam wtedy robić, ok nie ma sprawy. Dmucha się tak i siak i na wszelkie sposoby i z wstrzymaniem i bez i po tych badaniach byłem tak padnięty że nie miałem siły już na nic, a w głowie szumiało.
Pani ogląda wykres na komputerze, po czym zerka na mnie po czym znowu ogląda wykres - nie wiem czy mam się bardzo martwić, czy tylko martwić, więc ją pytam - jest bardzo źle?
Usłyszałem coś czego się nie zupełnie nie spodziewałem.
Wydajność moich płuc jest na poziomie ok 120%, że są one bardzo zdrowe i pojemne, o wiele wiele bardziej niż u zwykłego człowieka i że powinienem jej od razu powiedzieć że jestem sporowcem uprawiającym pływanie....
Zdębiałem.
Za małolata kilkadziesiąt godzin na basenie, po ok 15 latach może 50-60 godzin na basenie rekreacyjnym i to ma być sportowe pływanie? Ale tę myśl zachowałem dla siebie, pani niech myśli co chce, wziąłem wyniki i wykres.
Dałem wykres pulmonologowi, ten popatrzył i się zdziwił, przepisał jakieś psikadło co to astmatycy sobie wciągają i sobie tak psikałem co jakiś czas i pomagało, przestawało drapać. Zima przeszła, a mi w głowie ciągle obijała się ta opinia tej pani. Miesiące mijały i nadal zero sportu, bo jak się zasapię to drapanie powraca, więc muszę jakoś to przejść... I minął kolejny rok, jest bardzo ciepło, pojawiła się okazja nauczyć się jazdy konnej.
Pierwsza lekcja mnie wymęczyła, czekam na objawy (poza tym że się ruszać nie mogę, to oskrzela ledwie coś tam się odzywają), nie jest źle. Kolejna lekcja, później następna i następna i tak do poziomu gdzie galopem zasuwam po lesie
odprowadzam konia, rozbieram go ze sprzętu idę się przebrać, woda się ze mnie leje i czuję że oskrzela nic się nie odzywają... myślę sobie - może już czas wrócić na basen?
Lubię być aktywny sportowo, cholery strasznej dostaję jak mam nic nie robić, a wiem że jak zrobię coś "za bardzo" to mi to wróci... muszę jakoś wytrzymać i pilnować temperaturę otoczenia.
Koniki na zimę odstawiłem i przez ten czas wróciłem na rekreacyjny basen... pływam, nur raz, drugi, dwudziesty... wynurzam się, czekam na reakcję oskrzeli - coś czuć ale poza lekkim drapaniem jest ok, takie coś łatwo zniosę.
Na Planette obejrzałem jak to ludzie sobie pływają bez sprzętów oddychających, rafa, rybki, tafla wysoko że jej nie widać, mają płetwy... myślę - fajnie będzie zobaczyć czy to dla mnie - po paru dniach przyszedł zestaw PLUMA SET CRESSI, i sobie z tym zestawem wlazłem nonszalancko na basen rekreacyjny
Wszyscy się na mnie gapią, nakładam płetwy...... kkk...... w tym się chodzić nie da... zaraz pierdzielne, depcze sobie pióra, jaja na całego
cholera chodzenie w tym odpada, pal licho, nura zrobię byle nie stąpać tym po płytkach i fruuuuuuuuu
Lece pod wodą zasuwam sam nie wiem gdzie, bo nie umiem sterować, woda chce maskę zerwać, zawadzam o dno, jaja na całego, aż w końcu dotarłem do ścianki. Tam trochę powalczyłem z płetwami, ale stwierdziłem że ludzi jest za wiele, miejsca za mało i nie mogę przetestować tj bym chciał.
Po prostu porównać to można było do testowania ferrari w garażu
Dwa dni później byłem już na basenie sportowym, gdzie i tak na nowo uczyłem się w tym pływać, parę razy zawadziłem kolanem o dno, ale raz dwa opanowałem płetwy .......... i po paru tygodniach trenowania w pełni wróciłem do pasji pływania.
Pokonałem fobię, pokonałem chorobę, czuję się wspaniale, a to dopiero początki powrotu i już mam swój nowy rekord 50m na bezdechu
I jeszcze jazdy konno się nauczyłem
Teraz zima odchodzi, wracam do koni, na basenie już jestem po 2-4 razy na tydzień i to od 3 miesięcy, do lata piankę z eliosa dopadnę, kupię jakieś gara albo blitzy, silnik elektryczny do pontonu kupiony, ponton 3,6m przychodzi w marcu, chyba jeszcze bojkę muszę kupić, ale żeby wędkarze nie sapali strzele na niej duży napis "FOTO", bo łowca ze mnie żaden
i dna jezior zwiedzać będę! YE YE YE