Rozwiązanie może być po prostu odkupienie takiego terenu od właściciela.
Fakt, że dąb rośnie od 120 lat nie powinien mieć najmniejszego wpływu na uprawnienia państwa wobec właściciela ziemi.
I czym uzasadnisz zakaz sprzedaży takiej ziemi? Dlaczego właściciel szczególnie interesującej połaci miałby być ubezwłasnowolniony w tym względzie? Kto miałby decydować, kto i co może sprzedać?
Im dalej w (przysłowiowy) las, tym więcej pytań, prawda?
Nawet gdyby 18% lasów ich właściciele wycięli (co z pewnością nie nastąpi), to i tak pozostanie ich wystarczająco wiele.
P.S. Zdajesz sobie sprawę, że lasy sadzi się w celu pozyskania drewna?
To chyba logiczne, że jedyną osobą, która powinna móc to drewno pozyskać i wykorzystać jest właściciel lasu?